Dopóty nie jesteśmy chorzy, nasze życie jest tak kolorowe, jak sobie na to pozwalamy. Jedni żyją w błędnym kole, realizując codziennie swoje “rytuały” i tak bez końca. Można by rzecz, że takie osoby żyją, choć de facto nie żyją swoim życiem – raczej egzystują. Inni uporczywie gonią za sukcesami. Nie baczą na konsekwencje i koszta (stres, złe nawyki żywieniowe, itp.), które stoją za swoimi osiągnięciami. Nagrodą jest w ich przypadku “mieć”. Jeszcze inni dostrzegają walory życia, ale są na tyle zblokowani, że nie potrafią iść swoją ścieżką i wybierają bycie ofiarą i życie w poczuciu obwiniania się za to, że jest im z jakiegoś niewyjaśnionego powodu tak źle. Oczywiście istnieje też garstka ludzi, którzy naprawdę żyją w pełni. Mają tyle, ile potrzdebują i pomimo problemów różnej maści starają się je natychmiast rozwiązywać, nie tracąc dobrego samopoczucia. Żyją lekko i okazale, choć nie mają zbyt wiele ze świata materialnego. Mają za to miłość. Są świadomi siebie. Zazwyczaj nie chorują, a nawet jeśli to swoją chorobę traktują jako kolejne doświadczanie. Stąd właśnie ich optymizm. Nie niosą w sobie strachu i nie lękają się nawet śmierci. Są prawdziwe wolni.

Wszystko diametralnie się zmienia, kiedy dowiadujemy się, że zachorowaliśmy. Jednych wybija to ze swojego rytmu dnia czy życia. Drugich nagle ocknie i wtedy od razu mają poczucie, że zbłądzili. Że to, co kolekcjonują (piniądze, jakieś dobra materialne) jest nic nie warte w dobie choroby, która ich dotknęła. Innych choroba, która de facto może być jedynie konsekwencją przyjętej postawy życiowej, po prostu już kompletnie rozłoży na łopatki, albo co ciekawe, właśnie to choroba może zmienić ich dotychczasowe spojrzenie na świat i zarazem życie. Nie można nie dodać, że tych z ostatniej opisanej grupy choroba nie rzadko wpędza w stan mimo wszystko poruszenia, co rodzi zwątpienie i znacznie obniża morale. Są wystawieni na próbę, a ich optymistyczna i wolna postawa staje przed najważniejszym egzaminem w życiu.

Diagnoza to walka światłości z ciemnymi mocami. Oczywiście im choroba powazniejsza, tym poważniejsze w skutkach są różne zmiany, jakie w naszym życiu zachodzą. Ci dotychczas odważni stają się maluczkimi. Herosi zamieniają się w płochliwą zwierzynę, której dopiec chcą nasze wewnętrzne demony. Budzi się ich wówczas cała masa i zawłaszczają nas do reszty. Przykre to doświadczenie dla osób, które zajmują się chorymi i doświadczają razem z nimi tej beznadziei, wisielczej atmosfery oraz nie rzadko również kompletnego poddania. To właśnie rezultat diagnozy. Jest ona jak wyrok i niestety tak jest przez ludzi odbierana. Wszystko co przed staje się nieważne, a wszystko co po diagnozie staje się już mało przyjemne.

I tu pojawia się rola światła, które choć stłumione wcale w nas nie zgasło. Sami je w takich momentach przygaszamy. A to jedna z najgorszych, czasem, mimowolnych wewnętrznych decyzji. Diagnoza to nie wyrok śmierci. To informacja, co robiliśmy źle i jak sobie z tym poradzić. Tak. Choroba nie jest dla nas niczym innym, jak konkretną wskazówką, co koniecznie musimy zmienić. Co szwankuje i wymaga poważnej korekty w naszym ciele i duszy. Diagnoza na samym końcu okazuje się zbawienna, bo zawiera cały szereg ważnych danych, jakie stoją za chorobą. Taką, o wiele szerszą perspektywę daje właśnie terapia Recall Healing.

Z punktu widzenia statystycznego człowieka takie pisanie, jak powyżej może tylko irytować swoją frywolnością i wręcz błazenadą. Pytanie tylko, kto i na jakich zasadach latami wpajał nam coś innego. Że choroba to zło, że trzeba ją wytępić z ciała i można to zrobić lekoterapią. Kto? I w oparciu o jakie fakty?  Dla zobrazowania mogę przywołać przykład Andrzeja, który zachorował na cukrzycę typu B. Generalnie był to dla niego szok, bo ani nie był zbytnio przy wadze, ani źle się nie odżywiał, ani też w rodzinie nigdy wcześniej nie stwierdzono podobnego przypadku. Jednak jak przyjżałem się bliżej jego życiu okazało się, że musi symbolicznie walczyć każdego dnia o przetrwanie swojej firmy; do tego doszły problemy w małżeństwie; jego organizm żyje w trybie ciągłem walki; cukier odpowiedzialny za energię zatem jest non stop w gotowości i podwyższeniu. Na pozór wydaje się to błahe, ale u podstaw terapii Recal Healing to umysł kieruje naszym ciałem i dostarcza tego, czego potrzebujemy. Andrzej walczy o przetrwanie. Od 10 lat zmaga się ze spłatą wysokich kredytów i wiąże koniec z końcem, harując po 12 godzin dziennie. W tych okolicznościach jego cukrzyca jest efektem błędnego koła, w którym znalazł się w swoim życiu. Przyjęcie lekoterapii już na zawsze zwiąże go tylko z tą formą minimalizowania skutków choroby. W Recall Healing można sobie z takich schorzeniem poradzić i zarazem je wykluczyć, a przynajmniej mocno zminimalizować.

Zazwyczaj sami nie zauważamy takich sytuacji w swoim życiu, które w konsekwencji, po latach, doprowadzają nas do choroby – choroby, która jest kulminacją trzymanych w sobie napięć, emocji, strachu i stresu zarazem. Nie jesteśmy tak bardzo spotrzegawaczy, aby uświadomoić sobie, że coś w naszym życiu jest nie tak. Że non stop pracujemy, a efektów pracy nie widać. Albo, że non stop żyjemy w poczuciu poczuciu winy. Realizując terapię Recall Healing pacjent dowiaduje się i uświadamia sobie nie tylko to, jakie konkretne powody stoją za chorobą, ale również to, dlaczego znalazł się w swoim życiu w takim położeniu. Odkrywanie wzorców lub programu życiowego dostarcza kompletnie innej perspektywy, a ta zmienia percepcję.

Każda choroba czy dysfunkcja ma swoje odniesienie w konfliktach emocjonalnych – przeżytych traumach za życia. Czasami zdarza się, że niesiemy konflikt rodu i niezbędna okaże się być analiza genealogiczna. Jeśli w klanie u którejś z kobiet zdiagnozuje się nowotwór macicy to niemal na 100% w tymże klanie miały miejsce poronienia czy inne niemiłe okoliczności związane z utratą małego dziecka, poważnymi komplikacjami w ciąży czy przy porodzie lub niemożnością spłodzenia dzieci.

Każdy z nas ma rodzinę, innych bliskich, mnóstwo planów i spraw, które w momencie zachorowania nagle przestają być w ogóle istotne. Schodzą z pierwszego planu. Załamujemy się i popadamy w nieład. Nie róbmy tego, bo to właśnie konflikt diagnozy. To, jak zareagujemy emocjonalnie po otrzymaniu tych złych dla siebie informacji, odpowiada za 100% przerzutów (w przypadku nowotworów) lub bardzo utrudnia okres zdrowienia. Nasze emocje zaczynają się w głowie. A głową kieruje nasz umysł przesiąknięty tym, co przez lata, wieki całe zostało nam wpajane. Na tym opieramy swoje przekonania i wiedzę. W przypadku jednak choroby, tak mocno jak zweryfikujesz swoje życie (siłą rzeczy), tak dobrze byłoby, abyś dopuścił do siebie alternatywny sposób postępowania w leczeniu. Tu przecież chodzi o twoje zdrowie, a nie rzadko życie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.