8 na 10 moich pacjentów / klientów pragnie zmian w swoim życiu. Chcą skończyć z tym codziennym kociokwikiem. Sa bliscy szału, bo zaczynają sobie zdawać sprawę, że od dłuższego czasu kręcą się w kółko. Oczywiście trochę generalizuje, ale taka apatia i przytłoczenie wraz z różnego rodzaju chorobami lub dolegliwościami to standardowy objaw wypalenia życiowego. Życia, które przypomina u takich osób syzyfową rzeczywistość.
Najpewniej większość z nas, jak nie wszyscy, oczekują od życia raczej sielanki, ale są i tacy, którzy bez tej sztucznej adrenaliny nie potrafią już istnieć. Którzy samonakręcają się bezmyślnie i trawią życie takim jakim jest. Nudnym w sensie kwestii osobistych, areną walki patrząc od strony zawodowej.
Jedna z pacjentek chora na cukrzycę nie aprobuje żadnych zmian w swoim życiu. Opór, który jest fundamentalnym konfliktem emocjonalnym tej choroby to kwintesensja jej postawy w życiu. Nie potrafii zlokalizować momentu, kiedy przestała funkcjonować jako matka i żona, a zaczęła jako pełnokrwisty menadżer, który bardzo konkretnie zaznacza i walczy do upadłego o swoje terytorium. Wyjście z takiej matni jest naprawdę niebywałym wysiłkiem. Wiele osób cierpi na podobne problemy, o samej cukrzycy nie wspominając. Jak sobie z tym poradzić? Od czego należy zacząć?
Od zdiagnozowania tego, jakie emocje mną rządzą i odpowiedzi na kilka bardzo istotnych pytań: kiedy pojawia się gniew i złość – wobec czego: ludzi, sytuacji, itp.; co mnie uwiera w życiu?; jak reaguję na sytuacje kryzysowe i konfliktowe?; jak długo trzyma mnie później poczucie żalu i bezsilności? Pytań jest wiele więcej, ale te przynajmniej pozwolą wam dostrzec i przyjrzeć się swoim emocjom i reakcjom. Ludzie się nad swoimi zachowaniami najczęściej nie zastanawiają. Ale w momencie kulminacji stresu i poddania się pragną jak najszybciej coś z tym zrobić. Pojawia się upragniona motywacja do zmiany i działania. Wtedy najwłaściwszym kierunkiem jest osiągnięcie stanu względnego spokoju – uważności. Uważność pozwala nam zacząć postrzegać naszą rzeczywistość w roli obserwatora. Nie ma silniejszej i bardziej trafnej sytuacji, jak zobaczyć siebie w “akcji” – w momentach napadu złości i frustracji. Reagujemy wtedy w różny sposób. Wstydzimy się, czujemy zakłopotanie lub zdziwienie – ja taka(i) jestem, niemożliwie. A to przecież tylko początek – obserwacja ta pozwala jedynie zidentyfikować, w ciągu raptem kilku dni, nasze utarte i niedobre nawyki emocjonalne.
W drugiej kolejności warto przeanalizować zachowania swoich rodziców. Czym się irytują, jak reagują na sytuacje trudne, co ich motywuje do złości i gniewu, itp. 90% naszej struktury osobowości pochodzi od naszych rodziców. Ich zachowanie determinują analogicznie ich rodzice, a nasi dziadkowie. Biologia ukształtowała w nas ten mechanizm co do joty. Jakie z tego doświadczenia płyną wnioski? Można w nieco mniejszej skali zaobserwować siebie w skórze rodziców i na odwrót – swoich rodziców w zachowaniu własnym. Czasami wystarczy zdać sobie z tego sprawę i wiele naszych utartych i modelowych zachowań zostanie wypartych. Do głosu bowiem dojdzie nasza podświadomość i nieświadomość. Trudniejszym elementem jest zdiagnozowanie tzw. skryptu – naszego biologicznego programu zachowań, który jest kwintesencją i zarazem rdzeniem tego, co nas w życiu spotyka i do czego dążymy. Jest spleciony z naszą tożsamością. Z tym czy przyjmujemy w życiu postawę przegranego czy zwycięzcy w różnych konstelacjach. Dla przykładu, jeśli nasza mama była delikatnie mówiąc poniewierana przez męża w czasach, kiedy się urodziliśmy – ojciec nadużywał alkoholu, co powodowało uczucie braku bezpieczeństwa, ale też i chęci ucieczki, osamotnienie, apatie, itp. W naszym życiu przyjdzie nam się zmierzyć z manifestowaniem tych odczuć matki. Tzn. będziemy w wiecznym ruchu dążyć do zapewnienia sobie najodpowiedniejszych warunków do przetrwania – będziemy wykazywali się nadmierną ostrożnością. Być może będziemy długo szukać swojej “drugiej połowy”, a i tak nie stworzymy stałego i solidnego związku. Wszystko przez zakotwiczone w naszym umyśle emocje mamy, która w tym trudnym okresie mimowolnie zakodowała nam takie, a nie inne odczucia. Oczywiście na nasz skrypt ma wpływ wiele więcej różnego rodzaju sytuacji z okresu 9 miesięcy przed i 12 miesięcy po narodzinach, jakie zdażyły się w naszej najbliższej rodzinie. Niemniej te dominujące przełożą się na nasz kręgosług zachowań i zwyczajów. Na nasz alfabet postępowania i zwyczajów.
Bardzo ważne dla ukształtowania się naszego systemu przekonań są również wszystkie nakazy i zakazy rodziców. Od małego wielu z nas słyszy “musisz robić tak i tak, nie możesz robić tego i tego” – w konsekwencji, kiedy dojrzejemy będziemy strażnikami tych różnych idei wpajanych nam przez rodziców. Na przykład mama po rozwodzie do swojego dziecka w wieku 9 lat “(..) córko pamiętaj, nie można ufać mężczyznom; spójrz na swojego tatę – odszedł od nas, zostałyśmy same” – w konsekwencji córka już będąc dorosłą nie potrafii utrzymać przy sobie na dłużej żadnego mężczyzny. Wpajane nam są dobre i złe nakazy. Tworzą one w następstwie w naszych umysłach przestrzeń lub jej brak. To, że wyrastamy na księżniczki lub tzw. mamisynków jest właśnie jednym z takich wzorców składających się z uprzednich zachowań naszych rodziców. To nie rzadko nasze przekleństwa, ale można sobie z nimi poradzić i cierpliwie je znosić. Wystarczy tylko trochę uważności i bycia obserwatorem. Trochę własnym krytykiem z dużą wolą zmiany.