Przyglądając się zachowaniom wielu moich pacjentów, ale też zwyczajom moich znajomych, można stwierdzić, że musztrujemy się bez mała co chwilę. A to nie zjemy czegoś, bo przecież znowu jesteśmy na diecie. A to nie pójdziemy dzisiaj wieczorem do kina, bo w sumie jakaś taka zła pogoda jest. A to nie poleniuchujemy, bo nie wypada – choćby książkę lub jakąs gazetę sobie weźmiemy, bo przecież coś robić trzeba. A ileż w takich momentach rozterki – co robić – przychodzi nam na myśl typowo musztrujących haseł w stylu: nie możesz, nie wypada, przestań, no coś ty, tak nie powinnaś (nieneś).
Jesteśmy przecież często dla innych tak dobrzy i łaskawi. Mili i uśmiechnięci. Tacy serdeczni. Oczywiście, żeby nie uogólniać, nie wszyscy :), ale na ogół, dla siebie – zupełnie odwrotnie. Siebie karcimy. Za często i w takim okropnym zwyczaju dajemy sobie lanie. Dlaczego?
Większość ludzi uznaje, że albo trzeba sięgać po jeszcze więcej więc to, co zdobywamy nawet nas nie cieszy, bo przecież zawsze można więcej, bo sąsiad czy znajomy dał radę przebiec maraton o 10 min. szybciej, albo że dzieci znajomej są mądrzejsze, a sama ona ma nogi jakby smuklejsze. Z drugiej strony obserwując otoczenie zawsze znajdzie się taki szczegół (dosłownie) u innych, na którym tle wypadamy po prostu gorzej, nie dostrzegając lub mocno zniekształcając swoje atuty. Ech. Szlochamy zatem sobie gdzieś wewnątrz i drałujemy dalej. Trzeba działać, a nie mazgaić się. Okej, niemniej taka musztra pozbawia nas fanu i z czasem gnuśniejemy. Bo wszystko gonimy, bo wszystko musi być cacy.
Wynagradzanie siebie to jedno. Ale ileż osób nie potrafii wycedzić słowa “kocham siebie” – naprawdę kocham siebie. Swoje nogi, brzuch, oczy, włosy, usta, ręce…..Kocham siebie bezwarunkowo. Nie. To nie dla nas. Taka postawa jest skrajnie sprzeczna z tym, co powinno się w dobie natarczywej rywalizacji o piękno, mądrość, godną postawę i wyrachowanie myśleć i robić. Czyli ciągle chcieć wyglądać piękniej, mówić w 4 językach i nie odstępować na krok od sporo młodszych od siebie “kolegach czy koleżankach” na siłce. Okazywanie sobie uczuć jest niepopularne, bo oznacza słabość. Bzdura kompletna.
Nie dla zdrowia lepiej się odżywiamy czy zaczynamy uprawiać sport. A dla swojego ciała. Nie dla innych powinniśmy stale zadowalać siebie (pod każdym względem), a właśnie siebie – swoje ciało, duszę i umysł.
W zdrowym ciele, zdrowy duch słyszeć mogliśmy od małego. Ale jakże wielu z nas tego nie rozumie lub ignoruje w codziennym życiu. Szkoda. Pełna akceptacja siebie, nawet swojego nadmiaru tłuszczu, swoich tymczasowych chorób lub dolegliwości, ale też tego, jaki tak naprawdę jestem – to jedyny, właściwy początek jakichkolwiek zmian, które sobie narzucamy. Chcesz schudnąć? Chcesz rzucić palenie? Chcesz przestać pić kawę? Chcesz ograniczyć słodycze? Chcesz poradzić sobie z jakąś fobią? Zaakceptuj to, a w tym całego siebie. Tu i teraz. Zacznij z tym żyć, bo to integralna część ciebie. Gwarantuje Ci, że po niedługim czasie wszystko zacznie się zmienić tak, jak sobie tego zażyczysz. Ale w pierwszej kolejności zacznij dostrzegać siebie, swoją duszę, wsłuchaj się w swój umysł. Stanowisz jedność. Nie można nie lubieć swojej prawej ręki, a lewą uwielbiać. Nie można wkurzać się na swoje oczy, bo jesteś krótkowidzem. Problem, owszem jest, ale możesz go rozwiązać samemu przez akceptację i zrozumienie. Przez wspaniałomyślność dla siebie samego. Tak, dobrze to zrozumiałeś.
Zacznij więc nagradzać się już nawet za to, że kiedy wstajesz rano i delikatnie zarysowuje Ci się uśmiech na ustach. Daj sobie tę odrobinę szczerości – tak samemu sobie. Przecież nikt nie widzi. Potańcz sobie lub pogwizdaj podczas przygotowywania posiłku – jeśli masz na to ochotę, nie wstrzymuj się. Uwolnij swoje emocje. Daj sobie nagrodę, pochwal się za to, że ustąpiłeś komuś miejsca w autobusie czy tramwaju. Poklep się po ramieniu (tak niedosłownie) za to, że dałeś radę – zdążyłeś z tym raportem dla szefa. Ciesz się tym, że żyjesz i jesteś tu i teraz. Bądź wdzięczny sobie. W konsewkencji, już po kilku dniach zauważysz, że wróci twoja dziecięca, bezrefleksyjna radość do życia. Chrzanić konwenanse!