Nie wierzymy w siebie do tego stopnia, że to inni mówią nam dosłownie, jak mamy żyć, postępować, a nawet myśleć. Trudno z tym polemizować. Tak jest. I wcale nie mam na myśli manipulacji mediów – po prostu wszyscy ludzie wokoło wytrącają nas z równowagi, a sami niejednokrotnie jesteśmy bezsilni, aby się zwyczajnie postawić. Kiedy mamy jakiś problem w pracy najczęściej to ktoś inny, komu się np. zwierzymy mówi nam, co mamy zrobić. Często wtedy nie postępujemy w zgodzie z własnymi przekonaniami. Kiedy kupujemy samochód, rodzina wie lepiej, jaki, za ile, itp. Kiedy organizujemy ślub też wszyscy dookoła zasypują nas radami, jak to powinno wyglądać, itp. Ale nawet w mini skali podczas zabaw w parku z dzieckiem nasze koleżanki czy koledzy potrafią “szepnąć” powinnaś to, powinieneś tamto. Naszymi “doradcami życiowymi” stają się nie rzadko trochę z rozpędu wszyscy, tylko nie my sami. Tymczasem to w nas drzemie najrozsądniejsze rozwiązanie i wszelka wiedza, jak dany problem rozwiązać. Trzeba tylko w to zacząć wierzyć i choć raz spróbować.
W ubiegłym roku poznałem takiego prawdziwego mistrza ze wschodu. Pierwsza rzecz jaka przykuła moją uwagę to kwestia jego absolutnej skromności i życzliwości wobec wszystkich ludzi, którzy byli ze mną na tzw. warsztatach manifestacji świadomości. Nazwa warszatów brzmi, jak brzmi, ale chodziło po prostu o nabycie umiejętności życia w harmonii i równowadze. Wiedza ta miała być opanowana do stopnia umożliwiającego szerzyć te nauki wśród pacjentów, znajomych, itp. Teoria połączona oczywiście z praktyką. Na spotkaniu pojawili się w większości ludzie, którzy sporo już w swoim życiu doświadczyli rzeczy mistycznych i duchowych. Którzy już nauczali i prowadzili w swoich miastach różnego rodzaju coachingi mentalne czy konsultacje motywacyjne. Mistrz zaczął od tego, że wszyscy zebrani na sali w jego mniemaniu i wręcz absolutnym przekonaniu są takimi sami misrzami jak on. I wtedy zapadła bezwględna cisza. Choć dało się usłuszeć gdzieś w oddali pomruk “Jak to my – my jesteśmy mistrzami. To ty jesteś mistrzem i nauczaj nas, jak być takim i owakim; jak postępować mądrze i roztropnie w życiu…..”. Ów mistrz w ogóle się tym nie przejmował, ale ripostował, że cała mądrość kosmosu jest w nas i każdego dnia my sami decydujemy o tym czy jesteśmy mistrzami wobec siebie, innych czy po prostu wiecznymi studentami życia. I “przekonywał” tak kilka dni ku niewierze zgromadzonych.
Tamto kilkudniowe spotkanie przepełnione mnóstwem pięknych i silnych uczuć, emocji, wrażeń zbudowało we mnie najważniejsze życiowe przekonanie: tak, każdy z nas jest mistrzem, ale postawa ta związana jest z tym, jak chcemy to mistrzostwo rozegrać i postrzegać. Nie ważne, że jesteśmy nauczycielką, robotnikiem, mistykiem jakimś czy policjantem, menadżerem lub kelnerem. Jeśli sami nie uwierzymy w to przesłanie, to faktycznie zawsze będziemy użerać się nad swoim losem, a siebie traktować z przymrużeniem oka. Cała zaś nasza koncentracja będzie spoglądać na innych – na tych, którym się udało żyć w bogactwie więc zapewne i w szczęściu. I z tej zazdrości z czasem stetryczejemy. Czy tak musi być? Nie, zdecydowanie nie.
Wiara czyni cuda. Proponuję zatem choć raz skupić się na sobie, na swoim wnętrzu. Poznajcie siebie, polubcie siebie, pokochajcie siebie. Bo jeśli my jesteśmy w całkowitej harmonii ze sobą, to całe otoczenie zaczyna zmieniać się i dostosowywać do naszych wibracji. Wtedy nasza wewnętrzna siła sprosta każdemu wyzwaniu, każdej niemiłej sytuacji – a ze swojego doświadczenia mogę dodać, wtedy unikniemy sytuacji trudnych i dla nas niemiłych. Uwierz w to, że jesteś mistrzem. W sytuacjach codziennych pozwól się prowadzić – niech twój wewnętrzny mistrz podpowiada ci, jak masz się zachować, jaką decyzję podjąć w sytuacjach nadzwyczajnych. Kiedy będziesz chciał zezłościć się na kogoś, zachować się nieprzyzwoicie lub zrobić coś złego – wystarczy wtedy na ułamek sekundy przywołać swoją mistrzowską postawę i …… na pewno wówczas nie popadniesz w letarg robienia złych i niepożądanych rzeczy – nie stracisz nad sobą kontroli. Być może uznasz, że to jedynie zwykły trik psychologiczny. Ale jakże skuteczny w życiu. Wiem coś o tym, choć od razu dodam, że nie zawsze się udaje, ale próbować trzeba 🙂