Na to banalne, aczkolwiek rzadkie pytanie, niewielu odpowie twierdząco. Nie zdając sobie sprawy, że jednak większość swoich dni spędzają na nakręcaniu się i pośpiechu. Bo przecież, cóż to takiego presja? Czasy są jakie są, usłyszymy, i dlatego obecnie nie można nie żyć pod presją. Okazuje się, że jednak presja to nie jedynie kwestia braku czasu, pieniędzy, zdrowia, itp. Presja to przede wszystkim nasz stan umysłu. W jednej chwili możemy mieć nadmiar obowiązków i bardzo stresujący (potencjalnie) okres w pracy czy w domu, a jednak nie odczuwamy tak poważnie presji wobec tego. W innym jednak czasie przy nawet najmniejszym obciążeniu możemy bardzo szybko poddać się negatywnej retoryce nadmiaru obowiązków, co w konsekwencji powoduje, że naszą głowę zdominują “czarne” myśli: że muszę, że potrzebuję, że nie mogę nie przestać i odpuścić, że to ważne, itp.
No właśnie, od czego tak naprawdę nie możesz się uwolnić? Najczęściej od swoich utartych obowiązków i poczucia wewnętrznej misji bycia najlepszym, najbogatszym, najfajniejszym – na ogół gdzieś poza domem, bo w domu czasu na bycie naj tatą, mamą, żoną czy mężem już nie masz siły. Dlaczego to “naj” tak rzadko dotyczy kwestii siebie samego i rodziny, a najczęściej spraw materialanych i zawodowych? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Wszyscy gonimy, żeby przeżyć. Ale co to za życie, pytamy siebie wiele razy, kiedy tylko tąpnie coś w naszym życiu i przyjdzie nam poważnie pomyśleć nad sobą i swoim losem.
To na poletku presji i samonakręcania rodzą się nasze największe porażki życiowe. Przeciążanie organizmu poprzez wielomiesięczne, a nawet wieloletnie nieprzerwane dążenie do zadowolenia swojego szefa, swoich ambicji, przez co stajemy się gośćmi w swoim domu. A co z nami samymi? Ile oraz jak często poświęcamy sobie samemu chwilę uwagi w tym zgiełku i interesownej gonitwie za “czymś” i wobec “czegoś”? Bardzo wielu z nas ma z odpowiedzią na to pytanie jeszcze większy problem. Bo z reguły my sami dla siebie czasu nie mamy, albo po prostu w ogóle nie przyjmujemy do wiadomości, że coś trzeba i warto dla siebie robić. Dawać sobie konkretne nagrody. Dawać sobie ulgę i swego rodzaju rewitalizację ciała, ale też i umysłu. Sport i dieta zaczynają dla wielu znaczyć zbyt wiele, a nawet są to terminy kojarzone z wyrzeczeniami i koniecznością robienia czegoś, co na pewno skończy się tak, jak zawsze – bez efektów. Dlatego już nie o sport walczy dzisiaj wielu lekarzy, konsultantów zdrowotnych czy trenerów personalnych, a jedynie o ruch. O trochę więcej ruchu w postaci: zamiast windy, wybierz schody, zamiast samochodem, jedź (gdzieś) rowerem, itp. Wystarczy choćby godzinny spacer dwa, trzy razy w tygodniu. Ale i na to nie mamy czasu! A co z dietą? Kawa, kawa, kawa, woda. Kawa i jeszcze jedna, mała kawa po południu, bo energia spada, a praca wre. Szklanka wody gdzieś pomiędzy, jeśli mamy wodę pod ręką. Z jedzieniem jeszcze gorzej. Nie dość, że opychamy się fastfood’em to jeszcze jemy na szybko i w pędzie. Ilość sprzedawanych hot-dogów na stacjach benzynowych od kilku lat stale rośnie.
A więc jednak czas jest fundamentem naszej presji wobec pieniędzy, oczekiwań i pragnień. Ale czasu bardziej rozciągać się nie da. Ujażmić upływu chwil również nie. Czas jest nieubłagany, ale też z czasem jeszcze sobie nikt nie poradził. Jeśli zatem jesteśmy chronicznie spóźnieni, z reguły w tzw. “niedowczasie” znaczy to, że bierzemy na swoje barki za dużo obowiązków. Brakuje nam dosłownie równowagi w życiu. Nie nauczono nas i nie potrafimy dawać sobie nieco więcej spokoju i dobroduszności.
Gdzie szukać tej równowagi?
Najpierw warto znaleźć, mimo wszystko, choćby chwilę na refleksję. Żeby z czymś walczyć, trzeba to coś zrozumieć. Zrozumieć przyczyny i genezę swojej ciągłej walki. A w tym przypadku istotnie walczymy ze swoimi nawykami, potrzebą adrenaliny zawodowej, ale też życiowymi aspiracjami i ambicjami. Wystarczy kilka wyjątkowych pytań:
- od kiedy i jak często czuję się pod presją (raz w tygodniu, raz w miesiącu, a może codziennie)?
- co wtedy czuję (przygnębienie i frustrację, zaciśnięte zęby i złość, a może obojętność wobec tego, na co rzekomo wpływu nie mamy)?
- jak sobie wtedy radzę (odreagowuje kolejnym papierosem, kawą, łagodzę ten stan alkoholem, a może wyrzutami wobec innych współpracowników czy rodziny)?
Żeby zacząć przywracać swoje życie do stanu równowagi trzeba nie krótkiego artykułu, a kilku książek, nie wspominając o innych, bardziej doraźnych formach terapeutycznych dla najbardziej potrzebujących zmiany. Ale jestem zdania, że już sama chęć i refleksja mogą bardzo wiele zmienić. Bo zaczyna się od małych kroków. Choć wiem, jaki to trudny sposób myślenia u osób, które chcą od razu góry przenosić. Niemniej właśnie w samym podejściu do zmiany tkwi szczegół, który wymaga rewizji.
Presja stoi za naszymi chorobami, dolegliwościami. Bo bądąc w ciągłym biegu jesteśmy spięci, sztywni, a przez to nieuważni. Zwolnij, szkoda życia równie dobrze pasuje do naszego tempa życia – naszej pogoni za szczęściem – tym, jakże bardzo pożądanym szczęściem w niedalekiej przyszłości. O ile przetrwamy i będziemy potrafić owe szczęście w końcu odczuć naprawdę.
Czas jest….
Zbyt Wolny dla tych, którzy Czekają,
Zbyt Szybki dla tych, którzy się Boją,
Zbyt Długi dla tych, którzy są w Żałobie,
Zbyt Krótki dla tych, którzy się Radują,
Lecz dla tych, którzy Kochają,
Czas nie istnieje.
Henryk Van Dyke