Podczas pracy terapeutycznej często zastanawiam się nad istotą problemu swojego klienta. W trakcie rozmowy normalne jest, że obchodzimy się z zadanym problemem i pastwimy się niemal nad jego zawiłościami i genezą. Analizujemy, zgłębiamy różne wątki, a w końcu dotykamy z lepszym, bądź gorszym rezultatem sedna sprawy. Kosztuje to trochę zachodu, ale koniec końców osiągamy efekt. Czy jednak musi to tak wyglądać? Celowo nie rozwijam swojej wiedzy o praktyki, które nie są one w niczym przydatne we współczesnym świecie oraz w zderzeniu z nową wiedzą na temat funkcjonowania człowieka w aspekcie holistycznego podejścia, bo tylko zaburzają pracę z pacjentem. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak można miesiącami doszukiwać się źródeł problemu, np. choroby depresyjnej. Nie potrafię też przyjąć do wiadomości, że 9 na 10 pacjentów, u których rozpozna się depresję należy szprycować lekami. Mniejsza o to, skąd u mnie takie anty-nastawienie. Wiele rozsądnych argumentów można znaleźć w sieci. Mnie natomiast interesuje bardziej to, jak mało zwraca się uwagę w terapii na tzw. tu i teraz. Po co, pytam, rozgrzebywać i miotać się z pacjentem w jego przeszłości. Bariery i ograniczenia psychofizyczne bowiem widać jak na widelcu. Załóżmy, że pacjent twierdzi, że pogubił się w życiu. Że de facto nie wie już sam, co ma robić, czego nie ma robić. Nie wie, po co żyje i dlaczego. Jest u skraju załamania nerwowego. Co zrobiłby psychoterapeuta? Stwierdziłby albo ukrytą albo po prostu zdiagnozował wspomnianą depresję i zaznaczył, że leki “x” bardzo pomogą postawić jego umysł na nogi. Guzik prawda. Ale też mniejsza z tym.

Co ja uważam, że należy zrobić? Ano zdać sobie sprawę, że pacjent raczej doszedł do ściany. Że to normalna nienormalność w obecnych czasach, kiedy nasze ego zabija racjonalne myślenie i postrzeganie świata. Przecież inni mają się lepiej i mają więcej. Statystycznie na 10 klientów, którzy do mnie trafiają, aż 7 z nich ma stwierdzoną i leczoną lekami depresję! To osoby, które po prostu straciły grunt pod nogami z powodu różnych okoliczności. Bo to trudno w jednej niemal chwili stracić umowny fundament w postaci pracy i stałych dochodów, które to zapewniają nam możliwość spłacania swojego życia na kredyt. Ilu z nas miałoby taki problem, że gdyby zostali zwolnieni z pracy, to mają średnio około od 3 do 6 miesięcy, aby znaleźć nową pracę, bo w innym przypadku grozi im dosłownie eksmisja. Czy ktoś w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, po jak kruchym lodzie stąpają tysiące, jeśli nie miliony z nas? Nie trudno zatem o ataki depresji czy potęgujące i nawracające stany lękowe.

Wracając jednak do kluczowej sprawy – jak ja pracuję z takim “przypadkiem” stwierdzonej, bądź przypuszczanej depresji? Za wszelką cenę staram się w pierwszej kolejności przystąpić do kontrofensywy. Wówczas pada z moich ust prośba: “Przekonaj mnie”. Tak, przekonaj mnie, że jesteś chory i że potrzebujesz pomocy. Przekonaj mnie, a zarazem siebie, wskazując konkretne argumenty, dlaczego “przytrafiła” ci się depresja. I wtedy dzieją się cuda. Już nic nie muszę robić. Pacjent sam wywraca swoją percepcję do góry nogami. A to jest pierwszy symptom do tego, że będzie już tylko z górki. W efekcie trzy lub cztery sesje pozwalają na wyjście z problemu. Oczywiście metodologia Recall Healing według Totalnej Biologii sprzyja tym konsultacjom, niemniej to bardziej spirytualne doświadczenia, a nie tylko kilkumiesięczne grzebanie w przeszłości pacjenta. 

Po co ten artykuł?

Żebyś przed udaniem się do lekarza ze swoim problemem natury psychologiczno-psychiatrycznej upewnił sam siebie, że faktycznie masz problem. Zadaj sobie trzy arcy ważne pytania, które być może uchronią cię przed niepotrzebnym zatruwaniem sobie organizmu lekami oraz aby w ogóle chronić swoje zdrowie psychiczne. Owe trzy pytania brzmią:

  1. Co dokładnie wydarzyło się w dniu lub przededniu od kiedy mam objawy (apatia, senność, nerwowość, gniew, niechęć do życia) – generalnie od kiedy mam niemoc?
  2. Jaką korzyść, tak korzyść, osiągam dzięki temu, że np. leżę w łóżku, snuje się w pracy, że jestem i czuję się ofiarą losu – godzę się na takie sponiewieranie?
  3. Skąd u mnie przekonanie i co na to przekonanie się składa, że powinnam(nienem) iść do terapeuty?

Skup się i rzetelnie odpowiedz sobie na te pytania. Jeśli uznasz, że nie masz siły, zwróć się do swojej żony, swojego męża czy partnerki(a). Te trzy proste pytania mogą naprawdę wiele zmienić, a nawet przywrócić cię do “pionu”. Bo to ty jesteś właścicielem swojego ciała i to na swoje własne życzenie godzisz się na to, że masz taki czy inny w obecnej chwili ogólny stan organizmu. Każdą dysfunkcję psychofizyczną można przypisać blokadom energetycznym na poziomie ciała, ducha lub umysłu. Zatem wszystko, co się z tobą dzieje, dzieje się za twoim przyzwoleniem. Sam możesz sobie pomóc najbardziej. Musisz jednak być władny na umyśle, a to będzie niemożliwe, jeśli połkniesz pierwszą tabletkę typu psychotropowego.

Żeby nie było, nie chcę tu krzewić moralnych nakazów i kampanii anty-lekowej. W początkowym stadium choroby depresyjnej naprawdę można sobie poradzić bez leków.   

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.