Czego nowego doświadczyłeś w ostatnich tygodniach, miesiącach, a może latach? Jeśli zadając sobie to pytanie, stwierdzasz, że w sumie to niewiele nowych, inspirujących rzeczy wydarzyło się “ostatnio” –  znaczy to, że żyjesz w ramach swojego świętego spokoju. Nic się nie dzieje, ale żyjesz spokojnie, w pełnej stabilizacji. Tylko pogratulować. Ale. Czy gdzieś tam w środku twoje dążenie do życia pełnego wrażeń nie doskwiera ci zanadto? Czy w momencie oglądania jakiegoś programu o fascynującym życiu innych lub przeglądania tablicy na facebooku z obrazkami “życia” swoich znajomych nie masz czasami takiego poczucia: “ale u nich się dzieje, a u mnie nuda taka jakaś”. Jeśli tak, to twoje pozornie ustabilizowane życie de facto jest pułapką – takim małym więzieniem utartych schematów i rutyny.

To, co czujesz patrząc na życie innych świetnie oddaje, co tak naprawdę myślisz o swoim życiu. Zazdrościsz, ze znajomi jadą na kajaki do Słowenii, a ty …. nie możesz, bo w sumie pracy tyle, szef będzie zły, żona na pewno uzna, że coś tam. I wówczas pojawiają się “echy” i “achy”. To nie jest stabilizacja. Znaczy to bowiem, że zamknąłeś sie w swojej przystani, ale najchętniej zrobiłbyś coś – coś nowego, innego.

Zazwyczaj czujemy się świetnie. Nasze życie zawodowe jest perspektywiczne, choć zawsze coś musimy. A to trzeba coś jeszcze zrobić, tam pojechać, tamto spłacić to i to pozamykać i wtedy może będzie łatwiej o chwilę dla siebie, prędzej gdzieś wyjedziemy na weekend, itp. I kiedy znowu znajdziemy się prawie na prostej, przyjdą myśli z kolejnymi planami, które znowu oddalą nas od “życia”.  Bo w sumie, jeśli tylko uda mi się wdrożyć te nową ofertę i dotrudnić dwóch handlowców to będzie o wiele lepiej. I tak nasze błędne koło się kręci bez nas na serio. Bo nawet, kiedy już wszystko zrobiliśmy, to i tak najczęściej odkładamy te fajne tematy dla siebie na kiedyś tam. Niczym w reklamie jednego z banków “non stop coś”.

Stwierdzeniami: “kiedyś tam to zrobię”, “Jak to się uda, to wtedy”, “Będę na pewno skłonna(y), jeśli”, itp., warunkujemy swoje życie. Czekamy na wygraną, ale gdzieś w środku zadajemy sobie pytania czy aby na pewno tego chcemy, czy na pewno zasłużyliśmy. Czy możemy sobie pozwolić na realizację marzeń. I wzdychamy tak, stojąc w miejscu. Lata mijają. Fakt, nasze życie jest w stabilizacji, ale to jedynie iluzja. Rzeczywistość jest taka, że w swojej obawie, lękach i strachu przed nowymi wyzwaniami, doświadczaniem życia tracimy jego smak. Nie upajamy się życiem, bo boimy się porażek. Wolimy nie wychylać się za bardzo, bo to zagrozi naszej enklawie. Kompletna bzdura.

Dzielimy się na zwycięzców i przegranych. I wcale nie są nimi ci faktyczni atleci lub ci faktyczni bankruci. Wojownikiem jest ten, kto doskonale zna swoje słabości i każdego dnia nie boi się, mimo tych swoich wad czy ułomności, podejmować ryzyka. “Luzerem” jest ten, kto mając wszelkie predyspozycje do osiągania sukcesów, woli święty, enigmatyczny spokój. A wszystko zaczyna się w naszym dzieciństwie. To wtedy programują się nasze zachowania, które odwzorowujemy w dorosłym życiu. Zamiast “zwyciężyłeś” bardzo często – za często, słyszeliśmy: “udało ci się”. Dla naszej podświadomości to subtelna, ale jakże ważna różnica w kontekście tej wypowiedzi. Bo znaczy, że ta wygrana została osiągnięta przez przypadek, a nie z uwagi na podjęty wysiłek czy wolę wygrania lub umiejętności sięgania po to, co nam się należy w nagrodę za poczyniony wcześniej trud i znój. Kiedy zatem słyszeliśmy: “znowu udało ci się” lub “a inni, jaką ocenę dostali”, albo “a dlaczego 5 a nie 6”,  “inni zrobiliby to lepiej”, itp. to tym samym kształtowaliśmy w sobie postawę dominująca w naszym dorosłym życiu, a ta w tym przypadku odpowiadała temu, że jeśli wygrana to z przypadku, a porażka, jak najbardziej zasłużona. Dlatego teraz po prostu boimy się wystawiać na pośmiewisko, na plotkowanie, na przegraną. Jesteśmy ostrożni tak bardzo, jak można. Nie ryzykujemy, bo nikt nie lubi, ani koleguje się z przegranymi. Gdyby jednak nie było przegranych, nikt nie wiedziałby, jak smakuje zwycięstwo. Gdyby nie było porażek, nikt nie wiedziałby, jak można osiągnąć perfekcję i doskonałość.

Nie patrz na innych. Nie słuchaj innych. Rób to, co powinieneś, co podpowiada ci twoja intuicja. Każda ma swoją intuicję. Kochać życie, to działać i realizować marzenia. I to żadne smędzenie. Większość z tych marzeń, które zachowałeś we wspomnieniach z dzieciństwa najprawdopodobniej możesz zrealizować w tym miesiącu, a co najwyżej w najbliższym kwartale. Co stoi na przeszkodzie? Dobrze wiesz, że przeszkodą są tylko twoje utarte przekonania i destruktywne, pełne samokontroli, myśli w głowie. Olej je. Wyjdź poza strefę własnego komfortu. Zacznij i zrób coś. Gwarantuję, że realnie poczujesz różnicę i mnóstwo nowych doświadczeń oraz inspiracji. A to jest kapitałem do zmiany wszystkiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.