Wszystko, co robimy każdego dnia jest powtarzalne. Ta powtarzalność z czasem przeradza się w tak silne poczucie własnej nieomylności, że trudno jest nam zmieniać siebie albo zmieniać się trwale. Ileż czasu potrzeba psychoanalitykom czy coachom na spowodowanie istotnej zmiany w światopoglądzie swoich pacjentów. Tkwimy bowiem przy własnym zdaniu na tyle mocno, że sami nie jesteśmy tego w stanie nawet zauważyć. Rzekło się mówić, że przy stole o dwóch kwestiach nie można mówić – o polityce i religii. To absurdalne, bo oba tematy są ogromnie pojemne, a i oba mają jeszcze większy wpływ na nasze życie. Ale zapewne każdy z nas doświadczył tego, co dzieje się w trakcie rozmów na powyższe – rodzą się zazwyczaj nie małe kłótnie i niesnaski. Zresztą nie tylko w tych fundamentalnych sprawach. Mało nas w ogóle obchodzi wiedza innych, nawet jeśli jest specjalistyczna. Wolimy ufać bardziej sobie – własnym przekonaniom. Choć te przekonania bardzo mocno nas blokują. To one powodują, że brak nam nadziei: “Cel jest nieosiągalny” lub, że upatrujemy siebie zazwyczaj w roli z góry przegranego: “Nie jestem w stanie tego zrobić, to możliwe, ale dla innych”. Często też nie dajemy sobie pozwolenia, aby na coś zasłużyć: “Nie zasługuję na to by awansować, na to być żyć i być szczęśliwym, żeby mi się udało”.

Nasze twarde przekonania rodzą się najcześniej już w wieku między 3-5 lat. Tak. Tak. Wtedy właśnie zaczynamy je rozumieć dzięki temu, że budzi się nasza tożsamość. Owe przekonania utrwalają się następnie całymi latami. To one wpływają najbardziej na to, jak będzie wyglądał nasz wewnętrzny system wartości oraz źródło “argumentów”, do którego będziemy sięgać wtedy, kiedy przydarzy nam się zmierzyć z jakimiś wyznawcami innych poglądów niż nasze.

Nasze przekonania dotyczą wielu ważnych obszarów życiowych, wpływają istotnie na to, jak sobie w życiu radzimy, jak żyjemy, gdzie mieszkamy, jaki mamy stosunek do wielu ważnych spraw.  Np., jaki mamy stosunek do pieniędzy. Ileż razy twierdzimy, że: “bogaci mają lepiej” czy “bogaci nie są szczęśliwi “ lub “pieniądze szczęścia nie dają”, “gdybym był bogaty, to…”). Każdy z tych przykładów odwołuje się do naszego “świętego” przekonania, które w dzieciństwie odbiło na nas piętno choćby poprzez sytuację finansową w jakiej byli wówczas nasi rodzice. Na tej podstawie wyrobiły się i nasze przekonania wobec pieniędzy, ich zarabiania, pomnażania, itp. Bo to czy nasi rodzice, a nawet dziadkowie byli majętni czy biedni uruchamiało w nas wiele różnych wzorców postępowań. A jeszcze większą rolę na nasz światopogląd miało to, jakie oni mieli poglądy na temat pieniędzy. To z ich ust wypływały powyższe slogany, a nasz automatyczny mózg skrzętnie wszystko zapamiętywał i rejestrował do odtworzenia w przyszłości. Dziś możemy przyjrzeć się temu czy inwestujemy wolne środki lub czy szanujemy swoje pieniądze. Czy wolimy pracować na “szaro” i oszukiwać fiskus czy staliśmy się przedsiębiorcami. Poczukajmy wtedy wzorców z przeszłości.

Przekonania to twarde dane osobiste – taki życiowy fundament. Oczywiście idealnie jest, kiedy nasze przekonania do przykładowych pieniędzy są konstruktywne i pozwalają nam progresywnie nimi zarządzać. Gorzej, kiedy zawładnęły nami do tego stopnia, że uważamy, że nie potrafimy ich zarabiać, że bardzo trudne je zdobywać, że praktycznie od nich zależy to czy jesteśmy szczęśliwi czy nie, lub, że można je jedynie wygrać w totolotka. Poznałem wielu ludzi, którzy przez utarte przekonanie do pieniędzy marnują sobie życie. Skazali siebie na porażkę, bo wmówiono im, że to pieniądz rządzi światem.  Owszem rządzi, ale to nie znaczy, że od tego należy uzależniać swoje być albo nie być! Za pieniądze można kupić szczęście i radość, ale to nie znaczy, że tylko w taki sposób można żyć w radości i spełnieniu. Itp, itd.

Tkwimy w swoich przekonaniach do tego stopnia, że spora część osób zaczyna wariować, bo w imię swoich “zasad” (tak to wolimy nazywać nie rzadko) jesteśmy w stanie zrobić największe głupstwa lub poświęcić się im bezwarunkowo.

Nie ma złotej zasady na to, aby skutecznie zmienić lub w ogóle wykluczyć, blokujące nas przekonania. Niemniej najistotniejsze jest, aby przede wszystkim zdać sobie sprawę, jak wiele takich twardych zasad w sobie nosimy i jak mocno kontrolują nasze życie. Wówczas będzie o niebo łatwiej przejść do konfrontacji. Bo zapewniam was, że z większością przekonań sami się zazwyczaj nie zgadzamy i choć postępujemy w zgodzie z nimi, to jesteśmy zaślepieni własną nieomyślnością. Przekonania nas paraliżują. Zwłaszcza te, które dotyczą nas samych. Np. sądzimy, że jakiś problem będzie istniał zawsze, dlatego nie podejmujemy z tym walki. Uważamy, że popełniliśmy kiedyś błąd i teraz przez całe życie będziemy się “torturować”, bo na to zasłużyliśmy. Nieprawda. Wcale nie musi tak być. To jedynie iluzoryczne i błędne myślenie, które niczym wirus zaśmieca nam głowę. Spróbuj choć raz, uświadomić sobie choć jedno swoje powtarzające się przekonanie na temat pieniędzy, miłości, pracy, dzieci, suckesu czy kariery, a może nawet życia. Wtedy zadaj sobie pytanie czy faktycznie tak myślę i czy wyrażam zgodę na to, aby trwać w tym błędnym przekonaniu? Do dzieła.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.